Nowe opowiadanie

   Witajcie. Chciałabym zaprosić na pierwszy rozdział mojego nowego opowiadania z tą parą w rolach głównych:


ZAPRASZAM NA 

Mistrzostwa Świata 2014

   Kto mnie zna dobrze wie, że jestem kibicem piłki nożnej - zresztą to chyba widać po tematyce moich opowiadań. Miałam nie pisać o temat trwającego właśnie Mundialu, ale siedzę sobie sama w domu, za oknem piękna pogoda, a za moment zaczyna się mecz Kolumbia - Wybrzeże Kości Słoniowej, także pomyślałam, że z nadmiaru nudy coś tam naskrobię.
   Prawdopodobnie większa część kibiców zgodzi się ze mną, że na tegorocznych Mistrzostwach Świata nie można się nudzić. Po pierwszej kolejce mieliśmy wszystko - piękne gole, katastrofalne błędy sędziów, niespodzianki, zaskoczenia i niezawodnych faworytów. Trzeba przyznać, że w Brazylii nie ma bramkowej posuchy. Statystyki mówią same za siebie - trzy bramki na mecz.
   Jednak zacznijmy od początku...
   Mecz otwarcia. To co mnie uderzyło na samym początku i doprowadziło do łez wzruszenia, to brazylijski hymn (a raczej jego końcówka). Kilkadziesiąt tysięcy ludzi śpiewających hymn narodowy acapella, a do tego piłkarze, na twarzach których jest prawdziwa zaciętość, wiara we własne umiejętności, oddanie dla kraju... Mogłabym to porównać do dwóch rzeczy - Buffona, którego wykonania hymnu są równie niesamowite oraz do polskich kibiców siatkówki. Miałam przyjemność bycia na dwóch siatkarskich meczach, w tym jeden odbywał się w Spodku, siatkarskiej świątyni. Dziesięciotysięczny tłum śpiewający acapella Mazurka Dąbrowskiego... Hmm... Można dostać niezłych ciarek.
   Muszę przyznać, że całe mistrzostwa bardzo mi się podobają. Trzeba pochwalić kibiców, którzy licznie przychodzą na stadiony. Mi się bardzo podoba, że na trybunach jest tak kolorowo, głośnio, tanecznie... Odkąd pamiętam to właśnie kibicie urzekali mnie w piłce nożnej najbardziej, dlatego też nie czuję się zawiedziona. Ciekawa jestem jak to będzie wyglądać, kiedy Brazylia odpadnie z turnieju (bo cichu liczę, że tak właśnie będzie hihi).
   Jednak muszę jasno powiedzieć. Oglądałam w swoim życiu kilka wielkich piłkarskich imprez, jednak Mundial w Brazylii jest najlepszym z nich. Nie przypominam sobie turnieju z tak interesującymi meczami; co jeden to lepszy. Jestem zachwycona i zawsze z przyjemnością zasiadam przed telewizorem. I pomimo tego, że w naszym kraju nie ma tej brazylijskiej gorączki, to ja popadłam w totalny piłko-szał ;)
   Z rzeczy, które wiadomo na dziś dzień to fakt, że Holandia całkiem nieźle zaczęła, Chile wyrasta na czarnego konia, Robben, Van Persie, Benzema i Muller są w formie, a Coentrao wraca do domu - podobnie jak cała reprezentacja Hiszpanii. Tego chyba nikt się nie spodziewał! Przez rozpoczęciem Mundialu powiedziałam siostrze, że Hiszpanie nie wygrają turnieju, sądziłam, że polegną gdzieś po drodze. Oczywiście się ze mną kłóciła. Jak widać miałam rację, ale przyznam się, że aż tak źle im nie życzyłam. Fanką tej reprezentacji nie byłam nigdy, po części cieszę się, że odpadają, jednak żałuję stylu w jakim to robią.
   Jeśli zaś chodzi o moje upodobania, to nie jest to tajemnicą i większość zapewne wie, że Niemcy są moją ukochaną reprezentacją. Przed mistrzostwami targały mną mieszane uczucia, bo nie prezentowali się najlepiej w meczach towarzyskich. Miałam wiele obaw. Jak się okazuje niepotrzebnie, bo rozgromić Portugalię 4-0? Chyba całkiem nieźle, nie? :)
   Kończąc muszę powiedzieć, że nie mogę się doczekać późniejszych faz turnieju, bo to wszystko zapowiada się nadzwyczaj interesująco.




Arabska żona

   "Arabska żona" to historia młodej kobiety o imieniu Dorota, która poznaje i zakochuje się w Ahmedzie, Libijczyku mieszkającym i studiującym w Polsce.
   Początkowo ich życie to istna sielanka. Dorota zachodzi w ciążę, na świat przychodzi córeczka Marysia. Para się pobiera, przeprowadza się do nowego mieszkania, mężczyzna rozkręca własny biznes... Wydawać by się mogło, że nic nie może zakłócić ich spokoju.
   Ahmed marzy o odwiedzeniu bliskich i spędzeniu wakacji w Libii. Dorota oczywiście zgadza się na to, ale ma wiele wątpliwości. Słyszała wiele plotek i historii na temat Arabów, którzy wywożą swoje małżonki do krajów muzułmańskich i tam zamieniają ich życie w piekło. Dorota przekonuje samą siebie, że to tylko kilkumiesięczny wyjazd wakacyjny.
   Początkowo Dorota jest zaskoczona Libią, jej zwyczajami, tradycjami. Ciężko jest jej przyzwyczaić się do tego, że mężczyzna jest panem i władcą. Jednak dzięki rodzinie Ahmeda szybko przyzwyczaja się do panujących zasad, poznaje kraj i ich ludzi coraz lepiej i o dziwo zaczyna jej się tam podobać. Jednak po początkowej fascynacji nie zostaje ani śladu, kiedy małżonek powraca do swoich korzeni i arabskich przyzwyczajeń. Ahmed znika na całe dnie, jest śmiertelnie zazdrosny, nie stroni od rękoczynów. Wloty i upadku przeplatają się, aż w końcu Dorota nie wytrzymuje i postanawia zmienić swoje życie. Z jakim skutkiem? Na to pytanie nie odpowiem. Jednak jestem pewna, że ta historia zainteresuje i zaciekawi wiele osób, zwłaszcza kobiet, bo to piękna książka, niezwykle prawdziwa. I ma swoją kontynuację. "Arabska żona" to dopiero pierwsza cześć, ja zaraz zabieram się za drugą - "Arabską córkę", a później czekają na mnie jeszcze "Arabska krew" i "Arabska księżniczka". Już nie mogę się doczekać! :)


Chłopiec z latawcem

   Jestem wielką miłośniczką książek. Praktycznie nigdy nie robię sobie przerw od czytania. Kiedyś już pisałam o książce, która bardzo mnie poruszyła - "Tysiąc wspaniałych słońc". Byłam nią tak bardzo zafascynowana, że postanowiłam sięgnąć po więcej propozycji tego autorka. Khaled Hosseini jest amerykańskim pisarzem afgańskiego pochodzenia. Do tej pory napisał trzy książki (wszystkie przeczytałam i mam na swojej półce w domu).
   Dziś chciałam opowiedzieć o książce pt. "Chłopiec z latawcem".
   Piękna opowieść - nie wiem czemu, ale wszystkie dzieła pana Hosseiniego są dla mnie piękne. Historia dwóch chłopców, którzy przyjaźnili się i wychowywali w jednym domu. Byli braćmi, ale o tym nie wiedzieli. Jeden był synem pana domu, bogatego i wpływowego przedsiębiorcy, drugi ich lokaja, biednego i niewykształconego chłopa.
   Pewnego dnia, Amir (bogatszy z chłopców) jest świadkiem gwałtu na swoim bracie Hassanie. Nie zainterweniował, pozwolił, aby zbiry go skrzywdziły. Nigdy więcej nie wracał do tego wydarzenia, nie przyznał się do tego co widział. Bardzo to na nim ciążyło. Zaczęły się w nim rodzić nieznane uczucia, zwłaszcza wówczas, kiedy bogaty ojciec, który wiedział, że Hassan jest jego synem, zaczął faworyzować i troskliwie zajmować się swoim drugim dzieckiem. Amir uknuł podstęp, który spowodował, że Hassan oraz jego przyszywany tata musieli opuścić dom.
   Opowieść toczy się w Afganistanie, pięknym, spokojnym i radosnym. Jednak jak wszyscy dobrze wiemy zaczęło się zmieniać. Pojawiły się wojny, brutalność, niesprawiedliwość... Amir i jego ojciec musieli uciekać. Wyjechali do Stanów Zjednoczonych. Tam próbowali sobie ułożyć życie na nowo. Amir poszedł na studia, został pisarzem. Ojciec otworzył kramik na bazarku. Panowie poznali afgańską rodzinę, zaprzyjaźnili się z nią. Wśród jej członków była Soraya, którą Amir pokochał i ożenił się z nią.
   Ojciec Amira zmarł. Po kilku latach dostał on list z Afganistanu, od bliskiego przyjaciela swojego taty. Był umierający i prosił, aby Amir przyjechał go odwiedzić i się pożegnać. Gdy spotkali się po latach, Rahim wyznał, że on i Hassan byli spokrewnieni. Jak się okazało jego brat już nie żył, zabili go talibowie, ale na świecie był jego syn - Sohrab. Rozpoczęła się wielka walka o małego chłopca. Dziecko było bardzo skrzywdzone emocjonalnie, przerzucano go z sierocińca do sierocińca, mało mówił, był cichy i skryty. Gdy Amir go odnalazł, Sohrab był "pod opieką" talibów.
   Kiedy okazało się, że Sohrab nie ma w Afganistanie żadnej rodziny, Amir postanowił zabrać go do Ameryki. Od lat starał się z żoną o potomka, ale Soraya była bezpłodna. Pomyślał, że to dobry pomysł. Widział w tym odkupienie win dla siebie za to, co przed laty wydarzyło się Hassanowi. Nie pomógł własnemu bratu, ale mógł pomóc jego synowi, swojemu bratankowi. Proces adopcyjny nie był łatwy, afgańska biurokracja jest trudna, mozolna, a czasami nawet bezsensowna. Jednak Amir zabrał Sohraba do Stanów.
   Na tym kończy się książka. Początki pobytu w Ameryce nie były łatwe, bo Sohrab zamknął się w sobie i przestał całkiem mówić. Jednak powieść kończy się sceną puszczania latawców. Była to wielka tradycja w Afganistanie, prawdziwe zawody. Zwycięzca był podziwiany i szanowany. Naturalnie w Stanach nie nadawano temu tak wielkiej wagi, ale Sohrabowi bardzo się spodobało. Uśmiechał się i nawet przemówił podczas całej zabawy.
   Nie najlepiej potrafię opowiadać o przeczytanych książkach, ale mam nadzieję, że choć trochę zachęciłam do przeczytania tej niesamowitej i wzruszającej książki o przyjaźni i miłości. Jest to oczywiście wielki skrót, wiele scen pominęłam. Mimo iż mój opis nie wyszedł zbyt ciekawie, to naprawdę gorąco polecam "Chłopca z latawcem".


Twitter

   Witajcie! 
   Rzadko tu ostatnio zaglądam, a zdaje się, że i Wy zapomnieliście o tym blogu :) Mówi się trudno i żyje się dalej. Być może zacznę tutaj częściej zaglądać ;) 
   Tymczasem chciałabym poinformować, że założyłam konto na twitterze i może się tak zdarzyć, że będę tam informowała o nowych postach na blogach. :) 

Facebook

   Hejka!
   Chciałabym tylko poinformować, że wraz z Moniką stworzyłyśmy stronę na Facebooku, gdzie znaleźć będzie można wszystkie wiadomości odnośnie naszych wspólnych oraz prywatnych blogów, aktualizacje, plany, zapowiedzi, powiadomienia o nowych postach. Mam nadzieję, że poprzez jedno kliknięcie "Lubię" ułatwi Wam to dostęp do naszej twórczości.
   Planujemy również pojawić się na tumblr, ale póki co zapraszam jedynie na Facebooka.